Tego dnia była zabiegana jak zwykle.
Nigdy, nawet przez myśl jej nie przeszło, że…kiedyś spotka ją COŚ takiego. Nikt z nas by czegoś takiego nie wymyślił, bo tylko ŻYCIE potrafi pisać tak nieprzewidywalne scenariusze.
Zapewne doskonale znasz nowoczesny „obraz” zapracowanej kobiety. Pochłonięta obowiązkami, zadaniami i realizacją zawodowych celów. Zawsze się spieszyła. Wszędzie się spieszyła. Na prawdziwy relaks zwyczajnie nie miała czasu – jak większość aktywnych i ambitnych osób. Nawet, gdy wyjeżdżała na urlop, zabierała ze sobą laptopa i praktycznie nie rozstawała się z telefonem komórkowym. Praca stanowiła sens jej życia i absolutne epicentrum każdego dnia. Również spotkania z przyjaciółmi czy znajomymi były wypełnione rozmowami o pracy i kolejnych projektach. Zatem uznawała siebie za pozytywną osobę – nie narzekała, nie marudziła i nie rozumiała uczuciowych problemów swoich koleżanek. Uważała, że życie można tak doskonale zorganizować, by nie tracić czasu na rozterki i bezsensowne analizowanie emocji. Tylko czasami, późnymi wieczorami nawiedzało ją natrętne pytanie „czy naprawdę jesteś szczęśliwa?”. Jeszcze bardziej irytujące było to, że mimo iż potrafiła błyskawicznie wymienić całą listę dowodów potwierdzających odpowiedź TAK, to jednak… czuła, że za czymś tęskni. Nie ma pojęcia za czym.
Tak mijały kolejne tygodnie, miesiące, lata, aż pewnego dnia…
Julia była zabiegana jak zwykle.
Wieczorem, zmęczona wracała samochodem z przemiłej kolacji i NIESZCZĘŚCIE. Wypadek samochodowy. Obudziła się w szpitalu całkowicie nieruchoma. W pierwszej chwili nie mogła się zorientować czy to straszliwy ból zabrania jej się poruszyć, czy jest cała połamana. Wyobraź sobie, że w takim momencie swojego życia w pierwszej kolejności zaczęła martwić się o pracę. Skoro nie może się ruszyć to nie wie, kiedy będzie mogła wrócić do swoich obowiązków i zaplanowanych zadań. Ta myśl była dla niej najbardziej przerażająca. Jednak przenikliwy i rozrywający ból ściągnął ją na ziemię – do „tu i teraz”. Dlatego zainteresowała się swoim stanem i zdrowiem. Usłyszała, że jest już po operacji, na której złożyli jej połamaną miednicę, jednak nie wiadomo co będzie z dolnym odcinkiem kręgosłupa. Mimo tego, że była jakby otumaniona lekami przeciwbólowymi – ocknęła się. Być może pierwszy raz w życiu. Dotarło do niej, że jest w ciężkim stanie i nie ma mowy o pracy przez dłuższy czas. Będzie musiała zająć się sobą i swoim zdrowiem. Poczuła się zagubiona jak nigdy wcześniej. Zrozpaczona. Straciła sens życia.
Po kilku długich dniach, pierwszy raz odwzajemniła ciepły uśmiech lekarza i powiedziała „widocznie po coś jeszcze żyję i chyba już jestem gotowa na to, by się tego dowiedzieć”. Tym razem ze spokojem wysłuchała zaleceń oraz informacji dotyczących planu leczenia. Budziła się w niej determinacja, by przyspieszyć cały proces, zatem dopytała o możliwość prywatnej rehabilitacji i dodatkowych zabiegów. Zestaw tych wiadomości uświadomił jej, że nie ma wystarczających oszczędności, aby pokryć wszystkie koszty. Przypomniała sobie, że już odwiedzili ją agenci z firm odszkodowawczych, jednak mimo bólu i rozpaczy rozsądek podpowiedział jej wtedy, że to nie moment na podejmowanie decyzji czy podpisywanie czegokolwiek. Zatem uruchomiła swoje zdolności organizacyjne – przejrzała wszystkie materiały, sprawdziła informacje w internecie, porównała firmy odszkodowawcze i dopiero po analizie wybrała jej zdaniem najlepszą dla siebie opcję – najwyższe możliwie odszkodowanie . Zdawała sobie sprawę z tego, że taka decyzja może wydłużyć cały proces, jeśli będzie konieczność skierowania sprawy do Sądu. Jednak uznała, że to właściwa decyzja, bo wybór innej, szybszej opcji będzie ją kosztować utratę znacznej sumy pieniędzy.
Gdy już wszystko zorganizowała i podpisała, pozostała sam na sam ze swoimi myślami. Miała przed sobą wizję kilkunastu tygodni, a może nawet miesięcy na leżąco. Tylko z sobą. Poczuła się dziwnie samotna i… uświadomiła sobie, że wśród odwiedzających ją osób, jeden znajomy pojawia się codziennie. Choć na krótką chwilkę. To moment, w którym można podejrzewać, że szczęściem w nieszczęściu okazała się miłość. Być może nawet zastanawiasz się, czy Romeo tej Juli okaże się cierpliwym znajomym, a może jednak serdecznym lekarzem. Nic bardziej mylnego. Takie scenariusze znamy z filmów lub romantycznych książek. Tymczasem Julia dostała od życia zupełnie inny PREZENT. Gdy na szpitalnej sali zapadła już ciemność wróciło do niej to pytanie, które w jej zabieganym życiu pojawiało się czasami o późnych porach. Ta dziwna tęsknota…
teraz miała czas, całe mnóstwo czasu, by przemyśleć „czy do dnia wypadku była szczęśliwa?”
Zawsze chciała namalować baletnicę, ale nie miała czasu i w sumie ten pomysł wydawał się jej głupiutki. Niepoważny i niepotrzebny. Jednak w niej był. Zastanawiała się, ile jeszcze takich swoich pragnień, małych marzeń i przyjemności schowała gdzieś głęboko i zasłoniła zawodowymi celami. Wtedy pojawiła się w jej głowie kolejna myśl – jak dobrze, że teraz mogę poleżeć kilka tygodni i odnaleźć to wszystko. Odnaleźć siebie. Tęskniłam za sobą i swoimi małymi marzeniami.
Szczęściem w nieszczęściu okazała się przestrzeń na zupełnie NOWE ŻYCIE. Inne niż te zaplanowane i zabiegane. Pełne miłości do siebie i dla siebie.
Jeśli uznasz, że warto to udostępnij tę krótką historię zabieganej kobiety.
Być może w gronie Twoich znajomych jest osoba, której może się przydać taka puenta „szczęścia w nieszczęściu”.